loading...
PL | EN

Kościół marzeń

O Kościele swoich marzeń w ankiecie dla KAI/Rzeczpospolitej mówią osoby publiczne.

S. Barbara Chyrowicz

Marzy mi się Kościół, który się nie boi:

  • kontestatorów i buntowników, bo oni często z mozołem szukają prawdy, a kto nie jest przeciwko nam, jest z nami. To Kościół otwarty na dialog;
  • słuchać świeckich, bo Duch Święty wieje kędy chce i Jego łaska nie spływa tylko na duchownych. To nasz Kościół;
  • zaangażowania kobiet w misję głoszenia Dobrej Nowiny, bo one na równi z mężczyznami mają udział w powszechnym kapłaństwie Chrystusa;
  • polityków, bo nie ma nic ukrytego, co by nie miało wyjść na jaw. To Kościół transparentny w swojej ziemskiej działalności;
  • krytyki własnych błędów, bo moc w słabości się doskonali. To Kościół ludzi grzesznych, ale szczerych Izraelitów, bez fałszu;
  • głoszenia niepopularnych tez, bo mądrość tego świata jest głupstwem dla Boga. To Kościół zasad jasnych i wymagających, głoszonych stanowczo, ale w łagodności;
  • ubóstwa, bo Bóg wie, czego nam potrzeba. To Kościół „w świecie, ale nie z tego świata”.

Boi się natomiast, że budując wspaniałe świątynie i pomniki, zabiegając o splendor, uznanie i wpływy, chodząc w powłóczystych szatach i jeżdżąc niezgorszymi brykami – utraci jednego, jedynego, zagubionego Kowalskiego, który bezradnie oczekiwał pomocy. On kiedyś oskarży nasz Kościół – mój Kościół. I będzie miał rację!

S. Barbara Chyrowicz, etyk, profesor KUL

Jerzy Stuhr

Zatrzymałem się niedawno w przepięknej, średniowiecznej katedrze w Orvieto. Pomyślałem, że to właśnie jest mój Kościół: wyzbyty wszelkich ozdób, pozwalający mi rzeczywiście się skupić i oddać głębokiej refleksji, nie zaś podziwiać złoto, feretrony, obrazy.

Dla człowieka teatru każda teatralizacja w „życiu” czy przeradzanie się liturgii w spektakl jest strasznie drażniąca. Epatowanie widza to jest powinność teatru.

Chciałbym usłyszeć od kapłana jedynie wrażliwą, gorącą interpretację Ewangelii. Niekiedy doznawałem czegoś takiego na prowincji krajów latynoskich: skromność i skupienie wyłącznie na Słowie Bożym. I to jest mój Kościół. Ale rzadko odnajduję go w Polsce. Czasami podczas kazania słyszę słowa politycznej agitacji, co tak mnie wyprowadza z równowagi, że – bywa – wychodzę z Kościoła.

Chodzę na Msze sprawowane po łacinie. Przypomina mi to czasy, gdy byłem ministrantem. Łacina dała mi poczucie tajemnicy, które – tak bym to ujął – pogłębia moją wiarę w tajemnicę wiary.

Dla mnie wiara „mieszka” nie w największej na świecie figurze Chrystusa, lecz w maleńkiej kapliczce w moim wiejskim ogrodzie, w Chrystusie bolejącym, który tam stoi.

Jerzy Stuhr, aktor

O. Jacek Salij OP

Norwid jak zwykle jest bezbłędny. W wierszu pt. „Rzeczywistość i marzenia” pisze: „W trzeźwej trwaj mierności”. Bo niebezpiecznie jest poddać się marzeniom, które nas źle nastawiają do tego, co mamy już teraz.

Kierując się podobną intuicją, Jacques Maritain następująco przeciwstawiał sobie jednostronność myślenia lewicowego i prawicowego: Radykalne niezadowolenie z tego, co jest, i marzenie o tym, że wszystko można by urządzić idealnie – to myślenie charakterystyczne dla ludzi lewicy. Ludzie prawicy myślą odwrotnie: Budujmy na tym, co jest, i pogódźmy się z tym, że zło w naszym świecie jest nieusuwalne.

A trzeba tak, jak radzi Norwid: „Nie powiem: przestań” (w sensie, Nie powiem: porzuć swe marzenia). „Ale jej powiem: W trzeźwej trwaj mierności”.

O jakim Kościele marzę?

Spróbuję pokazać to na konkretnym przykładzie. Marzę o tym, żeby katolickie rodziny były naprawdę wspólnotami wiary. Jeśli jednak prawda jest taka, że tylko w co dziesiątej katolickiej rodzinie panuje duch prawdziwie religijny – i tak się z tego cieszę. I staram się przyczynić do tego, żeby może przynajmniej w jakiejś jeszcze jednej rodzinie wiara znalazła się naprawdę na pierwszym miejscu.

O. Jacek Salij OP, teolog, duszpasterz, pisarz

Paweł Milcarek

Nie jest mi potrzebny „Kościół moich marzeń”, nie mam zamiaru prorokować na temat „Kościoła przyszłości”. Pamiętam wiele tekstów na ten temat – zwłaszcza tych pisanych w latach 60. i 70. wieku XX – i drżę, żeby nie popełnić niczego tak śmiesznego jak tamte wyobrażenia, które zresztą pozwalały oderwać się „duchowi soboru” od litery Vaticanum II – i uciekać od rzeczywistości.

Wciąż odkrywam w Kościele rzeczy, które dla mnie są nowe. Chciałbym, żeby Kościół żył i w liturgii, i w teologii, i w pobożności domowej wszystkimi swoimi epokami – żeby na każdym kroku silne było poczucie „świętych obcowania”. Żeby żywsza była obecność duchowości monastycznych, zwykle o głębszym oddechu, potężnym realizmie nadprzyrodzoności.

Żeby Kościół mógł ofiarować narodom naukę moralną wolną od konformizmu względem możnych tego świata, swoją jedność – wszystkim ofiarom rozłamów z przeszłości, a na co dzień żyć z przekonaniem, że największym darem jaki może ofiarować ludziom, jest ta wiara, która daje życie wieczne…

I jeszcze drobna, ale ważna sprawa: żeby księża, których wciąż mamy w Polsce tak dużo, byli znowu widoczni na ulicach jak znaki na rozstajnych drogach; zamiast pozować do zdjęć w kalendarzach.

Paweł Milcarek, filozof, publicysta, założyciel kwartalnika „Christianitas”

Bp Wiktor Skworc

Kościół z marzenia nie jawi mi się bynajmniej jako antyteza Kościoła realnego istnienia, dlatego mojego opisu Kościoła marzeń nie należy odczytywać jako jakiegoś „wotum nieufności” względem rzeczywistości kościelnej tu i teraz.

Kościół jest rzeczywistością bożo-ludzką; bytuje na styku ziemi i nieba. Jest Domem Bożym, a dzięki temu prawdziwie ludzkim, bo tylko Bóg umie być w pełni ludzki, w Kościele i przez Kościół. Marzę, aby ludzie, także wierzący, coraz bardziej odkrywali tę prawdę – dar Kościoła jako domu ze wszystkimi tego, jakże bogatymi nie tylko w tradycji polskiej, konsekwencjami.

Marzę, by sam Kościół – to znaczy my wszyscy – coraz bardziej odkrywał swą tożsamość i coraz pełniej stawał się tym, czym jest Kościół – wspólnotą ukierunkowaną na Boga i człowieka. I cieszę się, widząc, że te marzenia chyba się spełniają, co istotne na poziomie większości parafii.

Bo Kościół nie jest abstraktem – ludzie doświadczają go, tak w wymiarze lokalnym jak i uniwersalnym, przede wszystkim poprzez parafię. I tam najczęściej budowniczowie Kościoła – jego duchowej i materialnej przestrzeni – kładą swoją cegiełkę; obyśmy my wszyscy położyli ją właściwie, ofiarnie, z pietyzmem, z miłością.

Bp Wiktor Skworc, biskup tarnowski

Szymon Hołownia

To Kościół ludzi świadomych, kim są. Kościół ludzi zainteresowanych nie tylko tym, jakie są argumenty w sprawie in vitro i antykoncepcji, ale przede wszystkim, kim jest Bóg w którego wierzą.

W tej wizji świeccy są wszędzie tam, gdzie mogą być – w radach parafialnych, ekonomicznych, udzielają komunii jako nadzwyczajni szafarze. Księża to wspierani przez wiernych prawdziwi specjaliści nie tyle od murarki czy wyborczych list, co od życia duchowego, a biskup to nie naczelny diecezjalny publicysta czy episkopalny polityk, ale prawdziwy dobry pasterz, którego osobiście zna co najmniej połowa z jego owiec. To Kościół, w którym na nowo wydobywa się Eucharystię. To Kościół otwartych kościołów z wieczystą adoracją. Prowadzący konsekwentnie do źródła – do sakramentów.

To, co realnie możemy osiągnąć, to stać się w tym kraju sensowną, kreatywną mniejszością. Ta mniejszość, wzorem obecnego papieża, nie uchyla się od dialogu, mimo iż wie, że nie zawsze możliwy będzie kompromis.

Jest ona ważnym punktem odniesienia dla tych, co na zewnątrz, a dla tych, co zastanawiają się czy wejść, albo już są w środku – nie najeżonym znakami zakazu i nakazu miasteczkiem ruchu drogowego, a wielką życiową przygodą.

Szymon Hołownia, dyrektor programowy religia.tv

Elżbieta Adamiak

Kościół, o jakim marzę słucha. Słucha Boga w Jego słowie spisanym – Biblii. Słucha człowieka, kobiet i mężczyzn, bo w nich odnajduje obraz i podobieństwo Boże. Wtedy gdy jest to trudne – bo zaprzecza się godności ludzkiej – wyraźnie staje po stronie krzywdzonych. Słucha świata w jego pięknie i w jego cierpieniu, odnajdując w nim znaki czasu, ślady działania Boga.

Kościół, o jakim marzę pamięta. O pierwszym słowie Jezusa: „Nawracajcie się…”. O własnych błędach i grzechach, zauważa je, nazywa, szuka dróg naprawy i przemiany, którą zaczyna od siebie. O długiej tradycji wiary, zmieniającej się wraz z rozwojem ludzkości, w różnych epokach i kulturach. O tym, iż sam pielgrzymuje w wierze.

Kościół, o jakim marzę służy. Jest dla wszystkich. Nie wyklucza nikogo z jakiegokolwiek względu z grona tych, do których został posłany. Jest wspólnotą zadającą sobie trud, by rozeznać dawane przez Ducha Świętego charyzmaty, przyjmującą je i na nim opierającą swe istnienie i działanie. Wszelkie dobra i struktury, bez których nie mógłby istnieć, nie są celem same dla siebie, lecz wyraźnie podporządkowane służbie bliźnim.

Kościół, o jakim marzę jest czytelnym znakiem zbawienia. Ożywczym źródłem dla wszystkich, którzy poszukują wskazań, jak żyć. Miejscem spotkania autentycznych świadków Zmartwychwstałego.

Elżbieta Adamiak, teolożka, wykładowczyni na UAM

Leszek Mądzik

Chciałbym, aby nastąpiło zintegrowanie wiernych ze strukturą Kościoła, bo grozi nam myślenie typu: jestem wierzący, ale Kościół instytucjonalny nie jest mi do tej wiary potrzebny.

Chciałbym, aby większa refleksja towarzyszyła decyzjom o chrzcie czy ślubie, tzn. byśmy czynili to po refleksji na temat istoty sprawy, a mniej z obawy przed głosem innych. Oczekiwałbym także od nas wszystkich większej znajomości Biblii, bo śladowo znamy to, co jest istotą wiary.

Ludzie oczekują, że kapłan będzie przykładem. Chodzi o to, by wierny mógł powiedzieć o księdzu: tak, on rozwiązał mój problem także swoim zachowaniem, to jest dla mnie przykład. Oczekują też indywidualnego kontaktu z kapłanem, który „zidentyfikuje” rozmówcę personalnie: kim jest, jaką ma rodzinę. Tak powstaje parafialna więź.

Niepokój ludzi wyzwala też brak pokory, ubóstwa i prostoty. A także jakaś dekoracyjność, rytualizm. Potrzeba też więcej cierpliwości, by werdykty, wyroki wobec ludzi nie zapadały tak pochopnie. Potrzeba też wyrozumiałości – wobec tych, co błądzą, upadają czy czasami nie dają sobie rady. Za tym idzie zaglądanie w głąb człowieka: w jego słabość, upadki i bezradność.

Leszek Mądzik, reżyser, twórca Sceny Plastycznej KUL

O. Jan M. Bereza OSB

Marzy mi się Kościół, który jest domem i wspólnotą dla wszystkich. Kościół, który: główną uwagę poświęca temu, co jest ludziom wspólne i co prowadzi ich do dzielenia wspólnego losu; nie odrzuca tego, co jest w innych religiach prawdziwe i święte.

Kościół, który nie boi się być małym, pogardzanym, bo Boże wybranie ma miejsce wtedy, gdy stajemy się niczym; nie odrzuca świętych, którzy chodzą niekiedy jak starotestamentowi prorocy ścieżkami, którymi nikt rozsądny nie chodzi; który nie potępia za życia tych, których po śmierci beatyfikuje i nie obmyśla królestwa doskonałości i nie wytyka błędów tak, jak to robi historyk czy sędzia; nie boi się burzy bo czasami trzeba przejść przez wielką burzę i ciemność, aby zobaczyć to, kim jesteśmy naprawdę; który byłby raczej oknem, przez które można dostrzec światło niż lustrem, w którym inni dostrzegają swoją ułomność; będzie zawsze pamiętał, że liczy się tylko miłość i z miłości będziemy sądzeni, a nie z ilości posiadanych wyznawców i terytoriów czy rozdanych komunii świętych; pamięta, że nawrócenie jest dziełem Boga, nie człowieka, my możemy nawrócić tylko siebie… i o to głównie chodzi.

Marzę też, aby w kurii wszystkie wydziały działały tak dobrze jak kasa.

Jan M. Bereza, benedyktyn z opactwa w Lubiniu

Paweł Woldan

Marzę o Kościele, który głosi Ewangelię również poprzez kulturę, organizując spotkania, wykłady, pokazy filmowe, spektakle teatralne. Marzę o Kościele, dla którego kultura jest ważną formą ewangelizacji.

Cieszy mnie każda nowo wybudowana świątynia, ale martwi brak wyczucia estetyki. Wygląda na to, że twórcy nowych świątyń traktują Lud Boży jak ciemnogród, serwując im często antywzorce kulturowe.

Marzę o Kościele, w którym biskupi mają stały kontakt z wiernymi, nie tylko przy okazji uroczystości religijnych. Chciałbym, aby biskupi byli bliżej ludzi.

Marzę o Kościele, w którym kapłan jest lubiany i ceniony przez swoich parafian nie tylko ze względu na swoją „zaradność”, ale przede wszystkim na umiejętność współżycia z ludźmi. Chodzi o to, by ludzie widzieli w nim kogoś, kto jest wierny głoszonym ideałom. Nie każdy musi być bp. Wojtyłą albo ks. Janem Zieją, ale myślę, że to są wzorce, które powinny im być naprawdę bliskie. Nie wymagam, żeby ksiądz chodził pieszo lub jeździł na rowerze, ale wymagam aby jego plebania była otwarta dla każdego, a on sam żył skromnie. Powinien zapraszać parafian do współpracy, angażować ich w życie parafii tak, aby czuli się za nią współodpowiedzialni.

Paweł Woldan, scenarzysta, reżyser

Jan Pospieszalski

Moje marzenia o Kościele są niewyszukane. Kult boży i głoszenie Słowa Bożego – to zadania niezmienne i wystarczy je dobrze wypełniać. Niewiele jest miejsc, gdzie należytą uwagę poświęca się muzyce i przygotowaniu niedzielnych celebracji. Status zawodowy organistów plasuje ich gdzieś między sprzątaczką a kościelnym. Schole często działają bez nadzoru, nie mając szans na podnoszenie poziomu.

Trudno nam będzie po latach radosnej twórczości proboszczów dyletantów i architektów nieuków zmienić budownictwo sakralne schyłkowych lat Peereelu i pierwszych lat III RP. Straty są nie do odrobienia.

Jak groźny jest brak kompetencji, jak wielkie zadufanie kapłanów inwestorów, widać na Jasnej Górze. Wystawienie pod szczytem koszmarnych pomniczków z tajemnicami różańca i gigantycznego pomnika Prymasa Tysiąclecia zniszczyło widok klasztoru. Na zabytkowych bramach, jak na dworcach PKS – tablice wyświetlacze, a w bazylice nowiusieńka „śliczna“ posadzka. Jeśli można tak działać w narodowym sanktuarium, co może dziać się na prowincji?

Na szczęście jest wiele miejsc, gdzie troska o liturgię i piękno świątyni „pożera“ kapłanów i wiernych i oby stawała się ona standardem, do którego będą równać inni.

Jan Pospieszalski, publicysta, muzyk

S. Małgorzata Chmielewska

Kościół moich marzeń? Taki będzie niewątpliwie w Raju. Na razie jest to wspólnota wędrująca, kulejąc. Czego nam wszystkim brak? Luzu, pokory, życia w prawdzie i prostoty. No i odwagi.

Od odpowiedzialnych oczekuję, żeby wyplątali się z politycznych uzależnień po to, żeby ich głos był słyszany przez wszystkich. Oczekuję budowania jedności i troski o najsłabszych. Wyjścia z biur do ludzi. Życia prostego i współczującego. Dobry pasterz musi mieć szerokie ramiona. I żyć tak, żeby najsłabsza owca mogła do niego dotrzeć, jeśli sam jej nie znajdzie. I nie musiała wchodzić po wysokich schodach. Czyli blisko i nisko.

Od sióstr i braci w wierze oczekuję zaangażowania – płynącego z modlitwy – w budowaniu miłości tam, gdzie każdy z nas jest. Pł

Od wszystkich, w tym od siebie – przedkładania Chrystusa ponad wszystko. Ponad podziałami narodowymi, klanowymi, stanowymi, rasowymi, politycznymi i geograficznymi. Kościół jest powszechny i najpierw jesteśmy chrześcijanami, potem Polakami, członkami jakiejś rodziny, mieszkańcami regionu.

Kościół marzeń to wspólnota dobroci płynącej z Boga. A jak tu dobrym być? Nie wiem, bo jeszcze żyję.

S. Małgorzata Chmielewska, przełożona Wspólnoty „Chleb Życia”

Ks. Wojciech Drozdowicz

Wspominam rok 1963 i słowa Martina Luthera Kinga: I have a Dream (Mam marzenie). My też mamy marzenia. Od moich bielańskich parafian (parafia bł. Edwarda Detkensa w Warszawie) otrzymałem 44 odpowiedzi na ankietę: Kościół, o jakim marzę. Oto co wspólnie wymarzyliśmy:

1. Większa zawartość cukru w cukrze (albo soli w soli).

Chrześcijanie mają być solą nadającą smak światu. W Europie od czasów Konstantyna (IV w.) staliśmy się główną potrawą. Tak było aż do XX wieku. Od pewnego czasu uczymy się na nowo być solą. Dać się zjeść, ale równocześnie nadać smak całej światowej potrawie. Nie przewidzieliśmy jednego. Sól zwietrzała i utraciła swój smak. Marzy mi się sól niezwietrzała jak siostra Faustyna, ksiądz Jerzy, Jan Paweł. Może jeszcze kilka pań i panów.

2. Zwolnić księży z tysiąca różnych średnio potrzebnych zajęć, by mogli przygotować się do NIEDZIELNEJ MSZY ŚW.

To cud boski, że ludzie przychodzą jeszcze do kościoła. Nasza liturgia jest zdesakralizowana, a kazania nie wiadomo o czym. Marzy mi się, żeby księża cały tydzień przygotowywali niedzielną Mszę św. (kazanie, liturgię, śpiewy), żebyśmy tęsknili do niej, jak do świeżego powietrza.

3. Przeniesienie Watykanu do Rio de Janeiro albo do Buenos Aires.

Brat Roger spytał 30 lat temu Jana Pawła, kiedy wyprowadzi się z Watykanu. Papież odpowiedział, że on chyba tego nie dokona, ale będzie musiał to uczynić któryś z jego następców. Widać gołym okiem, że Europa to hospicjum. Prawdziwe życie Kościoła toczy się w Ameryce Łacińskiej, w Afryce i w Azji . Marzę, żeby Papież Benedykt XVI przeniósł Watykan np. do Brazylii, najlepiej do Rio de Janeiro albo do stolicy Argentyny – Buenos Aires. Pozostałym w Europie prałatom i kanonikom trzeba by wydawać smaczne jedzenie.

4. Dziura w płocie (o wolności).

Czuję, że z pasterza owiec zamieniam się powoli w hodowcę drobiu. Główną troską hodowcy drobiu jest dbałość o to, żeby kury nie uciekły z kurnika. Marzę o tym, żeby wrócić do pasterzowania, a w płocie okalającym kościół pozostawić dziurę.

5. W seminariach duchownych wprowadzić nowy przedmiot: „Ewangelizacja Marsjan”. Nikt nie wie jak ewangelizować Marsjan. A to zmusza do poszukiwania nowych, nieznanych dróg ewangelizacji. Marsjanie, to współczesna młodzież wychowana w wirtualnej rzeczywistości internetu.

6. Uroczyste spalenie na stosie keyboardów parafialnych i piosenek oazowych. Powrót chorału gregoriańskiego i zmartwychwstanie Jimmiego Hendrixa.

7. Szanować prawosławie, zaprzyjaźnić się z nim i wnikliwie poznawać jego liturgię.

8. Niech Sejm RP zwolni z VAT-u winobluszcz pięciolistny, by obsiać nim nowoczesne kościoły na zewnątrz i w środku.

9. Wyrzucenie z kościołów mikrofonów i wielki tryumfalny powrót starych ambon.

10. Ostatnie marzenie: by profesorowie UKSW (Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego) szanowali papieża Benedykta XVI.

Ks. Wojciech Drozdowicz, proboszcz parafii na warszawskich Bielanach

Tomasz P. Terlikowski

Radykalny, nie idący na kompromisy, nie obawiający się strat w sondażowych słupkach, ale także ubóstwa i poniżenia – taki jest Kościół moich marzeń.

W sytuacji tak mocnego zwarcia cywilizacji życia i antykultury śmierci Kościół musi być także zdecydowanym i całkowicie jednoznacznym obrońcą życia. Obrońcą, który nie cofa się przed groźbami czy medialnymi nagonkami, nie kluczy i nie unika odpowiedzi. Tylko w ten sposób ludzie Kościoła mogą bowiem pozostać wierni Ewangelii życia, jaką pozostawił nam Jezus Chrystus.

Kościół wierny swojemu powołaniu, to także Kościół, który nie obawiając się stosowania środków bogatych godzi się też na stratę wpływów, własności czy dobrego imienia, jeśli wymaga tego Prawda, Życie czy obrona najsłabszych.

I jeszcze jedno. Marzy mi się Kościół, w którym zakonnicy i księża będą ze sobą „rywalizować” nie na kalendarze, profile na Facebooku, ale na umartwienia, posty, modlitwę i wyrastające z nich duszpasterstwo. Tylko tyle, i aż tyle.

Tomasz P. Terlikowski, publicysta, szef portalu fronda.pl

Ks. Jacek Stryczek

Kościół moich marzeń to wspólnota indywidualności otwartych, w skrócie WIO (tak jak WIOSNA – stowarzyszenie, którego jestem prezesem). Odkryłem, że Ewangelia zaczyna się od osobistego nawrócenia, od powtórnego narodzenia każdego z osobna. Dopiero potem następuje otwarcie się na siebie nawzajem, tworzenie wspólnoty, budowanie na wartościach.

Kościół indywidualności otwartych to taki, który ma dużo ludzi naprawdę żyjących duchem Ewangelii i chcących razem coś robić. Tymczasem w polskim Kościele jest za dużo podziałów, wytykania sobie błędów i traktowania tych, którzy inaczej podchodzą do wiary jako zagrożenia. Za mało jest natomiast współpracy i wspierania się.

Nie do końca ceni się indywidualności, osoby, które biorą na siebie dużą odpowiedzialność i chcą dokonać pewnych zmian. A przecież Ewangelia mówi, że grono Dwunastu było wspólnotą, ale potem każdy poszedł na swój kraniec świata, stał się indywidualnością. To jest mój ideał Kościoła i taki staram się tworzyć w WIOŚNIE czy moim duszpasterstwie akademickim, w którym czuję się niesamowicie dobrze.

Ks. Jacek Stryczek, duszpasterz akademicki

Rafał Wieczyński

Również Kościół bywa źródłem doczesnego cierpienia, ale nie obiecywano nam raju na ziemi. Nawet jeśli marzę o lepszym, to kocham Kościół jaki jest tu i teraz, bo to jest mój Kościół. Jednak czasem marzę...

Po pięcioletnim okresie spędzonym w więzieniach i obozach koncentracyjnych ks. Adam Kozłowiecki, przyszły ojciec soborowy i kardynał, zanotował, że oprócz najbliższych wspierały go „prawie wyłącznie te lekceważone często przez księży zakonniczki i dewotki. W trudnych chwilach to one właśnie zdobywają się na ofiarność i odwagę.” Słyszałem też, że kiedy pewien biskup z Azji zapytał biskupa Wojtyłę: „Co sprawia, że Kościół utrzymuje się w Polsce tak silny? w odpowiedzi usłyszał – „jedność.”

Marzę o Kościele, który wewnętrznie nie konkuruje, w którym giętkie umysły intelektualistów i twarda mądrość wiary ludowej wspierają się i jednoczą na rzecz każdego człowieka oraz wzbogacania życia publicznego obecnością Chrystusa. O Kościele, który jest odważny i nie daje się uwodzić politykom. Jest radykalny jak Chrystus, ani trochę bardziej, ani mniej.

Rafał Wieczyński, reżyser filmowy

Marek Skwarnicki

Niepokoi mnie w ostatnich latach rozbieżność opinii naszych biskupów na tak poważne sprawy jak polityzacja naszego katolicyzmu, czyli traktowanie religii jako ideologii będącej programem dużych wspólnot będących pod wpływem rozpolitykowanych księży. Taka polityzacja katolicyzmu stała się powodem kryzysu Kościoła w wielu krajach na świecie.

W czasach komunizmu, wspomagane przez propagandę antyreligijną, zostały spolaryzowane poglądy na polski katolicyzm, określany jako „otwarty” albo tradycyjny. Marzę, by ten schemat przestał w umysłach naszych trwać dalej, ponieważ mija się z prawdą wiary i rozbija wewnętrznie Kościół. Ogólną tendencją w Kościele powszechnym jest wycofanie się hierarchii i duchowieństwa ze zorganizowanego życia politycznego o różnych ideologiach. W naszym Kościele dobrze by było skończyć z dzieleniem wyznawców Chrystusa na tych po prawicy i tych po lewicy.

Kościół polski jest piękny mimo wszystkich swoich obecnych wad, bo w każdym czasie bywają inne. Piękna jest tradycja, istnieją żywe źródła popularnej sztuki o inspiracji chrześcijańskiej. Młode pokolenie jest tolerancyjne, ale trochę jak gdyby zdezorientowane, a w Kościele moich marzeń nie powinno takie być.

Marek Skwarnicki, pisarz, poeta, publicysta

 

 



Polecamy